F#16 Rejs między wyspami El Nido

F#16 Rejs między wyspami El Nido

O 9:00 wyruszyliśmy w rejs po wyspach El Nido. Miejscowe biura podroży mają w ofercie 4 trasy zwiedzania – A, B, C, D. My zdecydowalismy sie na tour C – najchetniej wybierana (cena początkowa to 1400 peso, wytargowakiśmy do 1200 peso). Zobaczyliśmy: Helicopter Island, Secret Island, Tapiutan Beach, Matinloc Island oraz Hidden Beach.

Ceny pozostalych tras to: tour A – 1200 peso, tour B – 1500 peso, tour D – 1500 peso. Przy zakupie pakietu złożonego z 2, 3 lub 4 wycieczek ceny sa jeszcze niższe.

Wracając do tour C – łodzią mieszczącą 10 osób płyneliśmy pokolei do poszczególnych punktów, gdzie spędzaliśmy po okolo 50 min. Najlepiej zabrać ze sobą swój zestaw do snurkowania (organizatorzy udostępniają je też za darmo). Przydatne, lecz nieobowiązkowe są buty do wody (ich nie otrzymacie podczas wycieczki). Mimo, że nie mieliśmy ich ze sobą obyło się bez okaleczeń, wyróżnialiśmy się jednak na tle innych uczestników wycieczki. Aby uniknąć okaleczeń warto skorzystać ze specjalnego sposobu snurkowania – nawet, gdy lustro wody jest tuż nad rafą należy starać się unosić na wodzie leżą płasko a jedynym punktem styku powinny być dłonie. Szukając miejsca, o które moglibyśmy się odepchnąć mamy wszystko w zasięgu dłoni i przede wszystkim wzorku – możem wówczas ostrożnie dobierać miejsce „zaczepu”. Takie buty można  wykonać z bandaży, które i tak na wszelki wypadek pakujemy do torby (na tym wyjeździe posłużyły nan już jako sznurek na pranie).

Pierwsza wyspa, do której dopłyneliśmy, to Helicopter Island. Swoją nazwę  zawdzięcza kształtowi. Filipinczycy nazywają ją Dilumacad co znaczy „nieruchoma”. Jest tam duża, piaszczysta, biała plaża i intensywnie niebieska woda, jak z wakacyjnych pocztówek. Piękne widoki można zaobserwować  również snurkując i nurkując.

Na kolejnej wyspie zatrzymaliśmy sie na Tapiutan Beach. Podczas gdy nasi przewodnicy przygotowywali smakowity lunch, my mielismy czas na snurkowanie. Po około godzinie na plaży czekał na nas stół bogaty w przysmaki: tradycyjnie już ryż, grillowane ryby, kurczak, boczek, bukiet warzyw oraz tropikalnych owoców.

Po obiedzie popłyneliśmy w kolejne miejsce – wg mnie najbardziej wykątkowe. Matinloc Island (co po filipińsku oznacza „piekna”) znajduje sie bowiem opuszczony budynek, ktorego budowe rozpoczeto w 1931 roku. Przewodnik opowiedzial historie pewnego Niemca, ktory stal sie wlascielem. Dom posiada 3 kondygnacje nadziemne i 1 podziemn. Najwyzej polozona kondygnacja to czesciowo otwarte tarasy z niesamowitym widokiem na morze i wzgorza sasiednich wysp. Budynek przypomina te znane z horrow o opuszczonych domacha.

Czesc elementow zostala juz skradziona a czesc jest juz calkowiciezmuszona. Rabusie zajeli sie juz instalacja elektryczna. O dziwo, pozostawiono tu okolo 30 metalowych lozek. Jedynym sposobem dostania sie do domu jest droga wodna, podejrzewam ze dla polskich spryciarzy nie bylaby to jednak przeszkoda. Zestarzala sie juz parkiet oraz meble.

Na pierwszym pietrze trafil do wyjatkowegopomieszczenia. Byla to ogromna sala z wieloma oknami i jedynie jedna szafka – oltarzykiem. Na polce.tej ulozone byly sztuczne kwiaty, swieczniki i… obrazek Jana Pawla II.

Kolejna wyspa byla

Do hotelu wrociliamy okolo 17 i podziwialismy piekny zachod slonca, ponizej widok z naszego tarasu.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *